Archiwum kwiecień 2025


Długo zastanawiałam się jak umrę


28 kwietnia 2025, 21:32

Długo zastanawiałam się jak umrę. Ale umrzeć dla kogoś kogo się kocha wydaje się dobra śmiercią.  Ten cytat tkwił mi w głowie, choć nie zamierzałam za nikogo umierać. To jednak był  taki prawdziwy.  Szczególnie teraz gdy on miał iść na operacje /zabieg. A mi jak zwykle nic nie było. No chyba,  no prawie.  I tak też było nie fair z mojej strony gdy byl osłabiony wyrzucać mu znowu to wszystko. Jak dla mnie to jest huz takie na ostro. Co prawda be, wyzwisk, szarpaniny. Ale są to dosadne słowa. Kiedy mówimy o rozwodzie. Kiedy mówię mu hak w moich oczach się zachowuje wobec młodego. 

Nie mówię mu ze mam dość słuchania i patrzenia na takie zachowanie, bo zniechęca mnie skutecznie do posiadania dzieci.  A każdy mój krzyk w jego stronę powoduje we mnie wyrzutu sumienia że nie potrafię tego rozwiązać inaczej.  Ze nie powinnam , że wręcz nie mogę.  A jednak wiem że choć nie prowadzi to do nikąd, to coś mi mowi jakim prawem on się drze na niego.  Jeśli on może na mlodego to ja mogę na niego. Oczywiste nie? 

 

Wcale.

Piętrzy się znowu we mnie. Wyjazd. Siostra. Zabieg. Moja wizyta, przejście, wizyta klienta.

 

Mam wrażenie że to darcie, ta wyższość  jaką wyraża sprawia mu przyjemność.  Zastanawia mnie czy wcześniej tak traktował mnie. I chyba tak. To ciągle Bycie lepszym we wszystkim. Obracanie kota ogonem . Choć wnioski naduwaja się same.  Czy można to do tego przypisać?

 

Ale przechodząc do pytania doktorku. Jak minął mi tydzień. 

 Klotnia z mężem,  2 godziny śmiechu.  

Weekend na użalaniu się nad mężem. Gotowanie pod niego.  Znowu sprzeczka wyrzucenie z siebie tego jak się czuje gdy się tak zachowuje.

Taka myśl


07 kwietnia 2025, 21:43

Taka myśl mnie naszla. Ale już jej nie pamiętam.

Trochę się zastanawiam. Czy to ma tak wyglądać. Ze przychodzę. Gadam o sobie. Wychodzę. On mówi 10 wyrazów.

 

Dziś znowu był krzyk. Darł się mlody . Darł się się on. 

Kiedy stwierdziłam że nie mogę już słuchać. Wkroczyłam.  Weszłam do łazienki i powiedziałam że już mu podziękujemy. Ze się znajmę mlodym. On , on nie odpuszczał. Więc już mówię do niego że jak to m funkcjonować jeśli nawet moje proszę nie działa. Jeśli tego nie przyjmuje. Mówię że ten związek nie ma sensu jeśli i tak nic co mówię go nie interesuje.  Jeśli nie działa. Oczywiście zarzucał mi że tez nie odpuszczam. Miał rację. 

Bzdura


06 kwietnia 2025, 20:52

Pierwszy raz w życiu pomyślałam, że może on właśnie chce tego rozstania. Tylko nie chce tego zainicjować pierwszy. Może się boi. Bo dlaczego by miał tego nie robić. A teraz sobie mysle że to jakaś bzdura. 

 Że wygodnie jest żyć we dwoje. 

Nie musisz tak zyc


03 kwietnia 2025, 20:49

Kiedy znalazłam mieszkanie. Na które byliby mnie stać. Ucieszyłam się. W głowie widziałam huz siebie tam.  Wracającą z pracy siedzącą samotnie. Ale nie przeszkadzało mi to.

 

Potem się zastanaowilam na tą miłością. Czemu nie mówiłam że go kocham. Męczyło mnie to.  

I tak pomyślałam nad tymi chwilami w domu Kiedy przy codziennych czynnościach patrze na niego i widzę go jak się uśmiecha,  gesty słowa które wypowiada i które sprawiły że się w nim zakochiwałam przez te lata.  A potem wywraca cały świat i znów słyszę krzyk, pretensje, to głosu rozkazujący zakazujący z pretensjami. I słyszę w głowie jedynie "nie musisz tego znosić. Masz wybor" nie musisz tak żyć.i to napawa mnie nadzieja. Ze mam jeszcze szanse

Dać sobie szansę


02 kwietnia 2025, 20:26

Tak mnie naszło..

Gdy zaczęłam przeglądać domy. Nie

 Gdy zobaczyłam zdjęcie dziewczyny chyba młodszej ode mnie pochylającej się wraz z mężem nad kolyska  w narożnej oszklonej  ścianie. I opisem że to trzeba przeżyć nie da się tego opisać. Wydawało mi się jakby chciala powiedzieć "mam wszystko". 

A co ja mam. Mam żal. Ze o wszystko muszę walczyć. 

Że nie mam w sobie takiego pragnienia by mieć dziecko.porownywalnego do tego jak psa. To uczucie jakim daze mojego psa. Dla niego bez problemu wstaje w nocy, wychodzę po niego pol podwórka Gdy szczęka po północy, by nic mu się nie stało.  By nikt mi go nie otrul. Dla niego byłabym w stanie oddać swoje życie. Wszystko co mam. 

Ludzie takie uczucia mają do swoich dzieci. Ja nawet  męża nie darze takim uczuciem. 

Ale pomyślałam sobie ze tez bym tak chciała. Pomyślałam że zasługuje na takie szczęście. 

Potem Gdy rozmawiałam z mamą  temat zszedł na dzieci. I mówię do mamy że to cud że gatunek ludzki przetrwał.  Ze jest mega ciężko. I mama odpowiedziała mi że to jest inaczej jak nosisz pod sercem dzieciątko wyczekane od ukochanego mężczyzny. 

 I tak mi się smutno zrobiło. Bo kiedy patrze na męża nie widzę już ukochanego mężczyzny. Widzę człowieka który zostawił by mnie samą w ciąży beż wsparcia, bez jakiejś troski o swoją kobietę. I widzę jaki teraz jest dla młodego. 

 Chciałabym dać sobie szansę. Na szczęście. Ale wstydzę się i boję odejść. A z drugiej strony nie chce tego ciągnąć. A potem kiedy jesteśmy razem i gadamy jest ok. Ale i tak widzę że on wszystko sam . Nic razem..